niedziela, 21 kwietnia 2013

2.


Kolejnego dnia uświadamiam sobie, ze coś jest nie tak. Przypominam sobie, jak jakiś czas temu przed samotnością wzbraniałam się nogami i rekami, byleby był ciągle ktoś, z kim mogę się widywać. Czułam ogromny strach przed przekroczeniem tej granicy. Granicy za która nie ma już nikogo. Mijały miesiące a ja doszłam do wniosku, że to walka z wiatrakami, ze nie mogę być wiecznie wbrew sobie bo jaki to ma sens, na siłę być gdzieś, robić coś i czuć ten wieczny dyskomfort związany z czynnościami wytyczonymi przez resztę grupy. Starałam się w każdy sposób jak najlepiej bawić  jednak zawsze byłam gdzieś obok, jakby nieobecna. Rozmowy nużyły mnie rozrywki nie były najwidoczniej odpowiednie. Może to ze mną coś jest nie tak, może wymagam cudów od człowieczeństwa, może chciałabym być traktowana po królewsku, może rozrywki jakie ktokolwiek mógłby mi zaproponować musiałby być szalenie niekonwencjonalne. Może to wszystko w poprzednim zdaniu to stek bzdur. Jest parę rzeczy jakie chciałabym robić, i to nie są ot co, lot w kosmos ani inne nurkowanie z rekinami, ale małe rzeczy które sprawiałby uśmiech na twarzy mojego kompana i mojej (oczywiście jeżeli znalazłaby się taka osobą, o którą stosunkowo ciężko wśród grona imprezowiczów)
Nie będę tu podawać jakie rozrywki mam na myśli, bo może znaleźć się ktoś  kto będzie chciał upodobać mi się na siłę i stać się moją bratnią duszą zbudowana na masie wskazówek, a przecież to nie o to w relacjach interpersonalnych chodzi. Sądzę, ze to nie jest tak, ze ze mną nie da się dogadać, ze jestem uparta i chce się odosobnić bo mam marzenie by każdy uważał mnie za wielką indywidualność  przecież temu brak sensu. cały czas jestem sobą kiedyś może bardziej skrytą teraz nauczyłam się o tym mówić i nie starać się na siłę dostosować do masowych jednostek. może gdybym zaczęła się z tymi wszystkimi moimi poglądami tak obnosić, uporczywa ludzkość dałaby mi święty spokój, zostałabym uznana co prawda,  za jednostkę nienadającą się do resocjalizacji ale witaj w Utopii. W towarzystwie czuje na sobie wielki ciężar  nienawidzę tych długich egoistycznych monologów i cierpkich komentarzy na temat wszystkich istot które ktokolwiek kiedyś przyuważył. Najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie tego słuchać. Gdy jestem zmuszona uczestniczyć w takiej scenie, posiadam jedna niezawodną wyćwiczona technikę.Staram się wyciszyć swój słuch i odpływam w inny wymiar swojej świadomości. Znajduję się w sytuacji tylko ciałem, dusza jest całkiem gdzieś indziej, a reszta jest milczeniem. Uwielbiam to, jedna chwila a przynosi mi tak wiele wewnętrznego ukojenia. Ważne jest też dla mnie to, by się niczym nie przejmować. Tkwię w przekonaniu ''Nie poświęcaj ani jednej myśli komuś, kogo nie lubisz.'' Gdybym zwracała uwagę na wszystkie niepochlebne opinie na mój temat i przyjmowała je do serca, mogłabym wpaść w melancholię a co gorsze zamknąć się w przysłowiowych czterech ścianach. A najważniejsze jest to, by nigdy w świecie nie dać się stłamsić. Przez nikogo. Nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz